Jak to się zaczęło….
Od zawsze zwierzęta są częścią mojego życia, od dziecka wiedziałam, że będę z nimi pracować. I tak zostałam lekarzem weterynarii. Jak w pracy tak i w moim domu zawsze były i będą zwierzęta.
Kilkanaście lat temu zamieszkaliśmy w domku na wsi razem z naszymi trzema kotami i psem.
Najpierw do naszej gromadki dołączył kolejny pies. A po jakimś czasie …. zobaczyłam KOTA – wielki, piękny; ogromne łapy i pędzelki na uszach.
Zawsze marzyłam o wielkim, dzikim kocie. A tu proszę- jest taki kot o dzikim spojrzeniu….
-MAINE COON-
W październiku 2008 powitaliśmy pierwszego kotka tej rasy i od tej pory towarzyszą nam w codziennym życiu.
W tej chwili nie wyobrażamy sobie życia bez tych wspaniałych, kochanych i czułych istot.
Gdy tylko zamieszkały w naszym domu okazało się, że jesteśmy ich wielbicielami. Wszyscy zgodnie ulegają ich kaprysom. Wszyscy zgodnie pozwalają na wielkie harce i rozrabianie. Nawet jeśli przez to wystrój domu trzeba czasem skorygować…. No ale czego się nie robi z miłości.
A kiedy rodzą się maluchy – to nasze szczęście sięga Zenitu.
Nie ma wspanialszego uczucia, niż to, gdy powiększa się rodzinka, a później obserwuje się jak dzieci rosną, „raczkują”, uczą się samodzielnie jeść, korzystać z kuwety i drapaka. Odkrywają świat którego dotąd nie znały. Kolejny pokój, schody, korytarz, kuchnię i łazienkę, a potem podwórko i ptaszki….
Aż w końcu przychodzi moment rozstania. I choć to bywa trudne, to kiedy wiemy, że przyszli opiekunowie oddadzą „dzieciom” swoje serca, a maluchy odwzajemnią tym samym, mamy ogromną satysfakcję, że nie tylko my możemy cieszyć się z miłości do tych wspaniałych futrzaków.